Cornelia Funke „Reckless. Kamienne ciało” (fragment)

Reckless. Kamienne ciało

„Reckless. Kamienne ciało”

Rozdział 2
DWANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

Słońce zniżało się nad ruinami, ale Will spał, zmęczony trawiącym go od wielu dni bólem.

„Popełniłeś błąd, Jakubie. Po latach ostrożności”.

Podniósł się i okrył brata swoim płaszczem.

Przez te wszystkie lata świat po drugiej stronie lustra Jakub uważał za swój. Powoli stawał się jego domem. To się jednak skończyło. Gdy miał piętnaście lat, znikał tu na całe tygodnie. Rok później spędzał w nim już długie miesiące, lecz nadal udawało mu się strzec tajemnicy. Aż któregoś dnia nadmiernie mu się spieszyło.

„Przestań, Jakubie, już nic nie można zmienić”.

Rany na szyi brata wygoiły się, ale na przedramieniu lewej ręki już pojawił się kamień. Bladozielone żyłki ciągnęły się w stronę dłoni. Lśniły jak wypolerowany marmur.

„Wystarczył jeden błąd”.

Jakub oparł się o pokrytą sadzą kolumnę i spoglądał w górę na wieżę, w której stało lustro. Nigdy nie przeszedł na drugą stronę, nie upewniwszy się, że Will i mama już śpią. Po jej śmierci pozostał jednak kolejny pusty pokój i Jakub nie mógł się doczekać, kiedy znowu przyłoży dłoń do ciemnego szkła i ucieknie. Daleko.

„Byłeś niecierpliwy, Jakubie. Spójrz prawdzie w oczy. To jedna z twoich głównych cech”.

Ciągle widział twarz Willa, jak wynurza się za nim w lustrze, zniekształcona przez ciemne szkło.

„Dokąd idziesz, Jakubie?”.

Nocny lot do Bostonu, wycieczka do Europy – przez te wszystkie lata wymyślił wiele kłamstw. Był w tym równie pomysłowy jak ojciec. Tym razem jednak już przyłożył dłoń do chłodnego szkła – a Will, rzecz jasna, po chwili zrobił to samo.

Młodszy brat.

– On już pachnie jak oni.

Lisica wynurzyła się z cienia pod ruinami murów. Sierść miała rudą jak barwy jesieni. Na jej tylnej łapie widać było bliznę, ślad po sidłach. Pięć lat minęło od chwili, gdy Jakub uwolnił ją z pułapki, i od tego czasu Lisica nie odstępowała go na krok. Czuwała, gdy spał, ostrzegała przed niebezpieczeństwami, których jego przytępione ludzkie zmysły nie wyczuwały, i udzielała zbawiennych rad.

„Jeden błąd”.

Jakub przeszedł przez bramę. Na powyginanych zawiasach nadal wisiały zwęglone resztki skrzydeł zamkowego portalu. Z popękanych stopni skrzat zbierał żołędzie. Gdy tylko padł na niego cień Jakuba, natychmiast czmychnął. W ruinach roiło się od skrzatów. Miały spiczaste nosy i czerwone oczy, nosiły spodenki i koszule, uszyte ze skradzionych ludzkich ubrań.

– Odeślij go do domu! Czy po to przyszliśmy?

W głosie Lisicy wyczuwało się zniecierpliwienie. Jakub pokręcił głową.

– Popełniłem błąd, przyprowadzając go tutaj. Po tamtej stronie lustra nic nie może mu pomóc.

Jakub opowiadał Lisicy o świecie, z którego przybył. Ona jednak nie do końca chciała słuchać. Wystarczyło jej to, co już wiedziała: że nazbyt często tam znikał i wracał ze wspomnieniami, które ciągnęły się za nim jak cień.

– Jak myślisz, co tutaj się z nim stanie? – spytał.

Lisica milczała, lecz Jakub odczytał jej myśli. W tutejszym świecie mężczyźni zabijali nawet własnych synów, jeżeli dostrzegli w ich ciele ślady kamienia.

Spojrzał w dół na czerwone dachy pogrążające się w mroku u stóp zamkowego wzgórza. W Szwansztajnie zapalono pierwsze światła. Z daleka miasto wyglądało jak jeden z obrazków na puszkach z piernikami. Od kilku lat przez wzgórza za miastem przebiegały jednak tory kolejowe, a z fabrycznych kominów wznosił się ku wieczornemu niebu szary dym. Świat po drugiej stronie lustra chciał stać się dorosły. Ale kamienia rozrastającego się w ciele jego brata nie wytworzyło tkackie krosno ani inny techniczny wynalazek. Wywołało go złe zaklęcie kogoś żyjącego wśród tutejszych wzgórz i lasów.

Na popękanej posadzce usiadł złoty kruk. Jakub odpędził go, zanim ten zdążył wykrakać mu jedno ze swoich ponurych przekleństw.

Will cicho jęknął we śnie. Ludzka skóra stawiała opór tkance z kamienia. Jakub odczuwał ból brata jak własny. Wyłącznie z miłości do Willa stale wracał do swojego świata, choć z roku na rok robił to coraz rzadziej. Mama płakała i wygrażała mu, nie mając pojęcia, gdzie znikał. Tymczasem Will zarzucał bratu ręce na szyję i pytał, co mu przywiózł. Buty karła, czapeczka na palec, opalowy guzik, kawałek pokrytej łuskami skóry wodnika – prezenty od Jakuba Will chował pod łóżkiem. Wszystko, co brat mu opowiadał, traktował jak baśnie, które tamten wymyślał specjalnie dla niego.

Nie wiedział tylko, że wszystko w nich było prawdą.

Jakub nasunął płaszcz na zmieniającą się rękę brata. Na niebie wzeszły już dwa księżyce.

– Pilnuj go, Lisico. – Wstał. – Niedługo wrócę.

– Dokąd się wybierasz, Jakubie?! – Lisica jednym susem zagrodziła mu drogę. – Jemu już nikt nie może pomóc!

– Zobaczymy. – Odsunął ją. – Pilnuj, żeby nie wszedł na wieżę.

Odprowadzała go wzrokiem, gdy szedł w dół po schodach. Jedyne ślady butów na omszałych stopniach należały do niego. Nikt tu nie przychodził. Ruiny uważano za przeklęte i Jakub wysłuchał już dziesiątek opowieści o zagładzie zamku. Nadal jednak nie wiedział, kto w wieży pozostawił lustro. Nie udało mu się też dowiedzieć, gdzie zniknął jego ojciec.

Za kołnierz wskoczył mu maleńki człowieczek. Jakubowi udało się go złapać, zanim zerwał mu z szyi medalion. W innych okolicznościach od razu poszedłby za malutkim złodziejem. Takie skrzaty gromadzą ogromne skarby w dziuplach drzew, które zamieszkują. Stracił już jednak za dużo czasu.

„Jeden błąd, Jakubie”.

Naprawi go. Jednak gdy schodził po stromym zboczu, w uszach wciąż brzmiały mu słowa Lisicy.

„Jemu już nikt nie może pomóc”.

Jeżeli miała rację, wkrótce nie będzie miał brata. Ani tutaj, ani po tamtej stronie lustra.

„Jeden błąd”.

Cytat: Reckless. Kamienne ciało, s. 1317.
Wydawnictwo: Egmont, 2012
Przekład: Krystyna Żuchowicz
Cykl: Reckless (tom 1)
Stron: 350

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty