T. S. Eliot „Podróż Trzech Króli” (przekład: Stanisław Barańczak)

 

Thomas Stearns Eliot

Podróż Trzech Króli 

„Przez całą drogę dokuczliwy ziąb;
Nie można było wybrać gorszej pory
Na podróż, i to podróż aż tak długą:
Zaspy na drogach, lodowate wichry,
Najmroźniejszy czas zimy”. Wielbłądy,
Z otartymi nogami, odparzoną skórą,
Nie chciały słuchać, kładły się w tającym śniegu.
Bywały chwile, że szkoda nam było
Letnich pałaców na stokach wzgórz, z tarasami,
Jedwabnych dziewcząt przynoszących tace z sorbetem.
Do tego wielbłądnicy: przekleństwa, sarkania,
Ucieczki, domaganie się trunków i kobiet;
Noce pod gołym niebem, przy gasnących co chwila ogniskach,
Po drodze wrogie miasta, niechętne osiedla,
Brudne wsie, gdzie żądano kroci za byle śmieć:
Mozolna była ta podróż.
Pod jej koniec woleliśmy nawet jechać nocą,
Śpiąc parę minut i znowu się budząc,
A w uszach jakieś głosy śpiewały nam nieprzerwanie,
Że wszystko to jest szaleństwem.

Aż któregoś dnia, o świcie, droga zniosła nas w łagodną dolinę
Poniżej linii śniegów, wilgotną, pełną zielonych woni,
Z wartkim strumieniem, młynem, co rozpraszał turkotliwie mrok,
Trzema drzewami na nawisłym nisko niebie.
Na łące koń, stary, siwy, spłoszył się i odbiegł galopem.
Trafiliśmy do gospody z liśćmi winorośli nad drzwiami:
Przy otwartych drzwiach sześć dłoni grało w kości o garść srebrników,
Stopy trącały puste bukłaki po winie.
Nikt nam jednak nie umiał nic powiedzieć, ruszyliśmy więc dalej
I przybyli pod wieczór, znajdując w ostatniej chwili
To miejsce: miejsce, można by rzec, nasycenia.

Wszystko to dawna przeszłość; ale pamiętam wszystko
I chętnie bym przeżył od nowa, byle tylko ustalić
Jedno, ustalić
To: czy coś wiodło nas tak daleko, abyśmy u mety ujrzeli
Narodziny czy Śmierć? Narodziny z pewnością się dokonały,
Mieliśmy niewątpliwe dowody. Widywałem już narodziny i śmierć
Wcześniej, lecz wydawały mi się czymś innym; te Narodziny
Były nam ciężką, nieznośną męczarnią, jak Śmierć, jak własne konanie.
Wróciliśmy w nasze strony, każdy do swego Królestwa,
Ale nie ma już dla nas spokoju tu, gdzie rządzą prawa dawnej wiary
I lud, dzisiaj nam obcy, trzyma się kurczowo swoich bożków.
Rad byłbym, gdyby przyszła jeszcze jedna śmierć.

Od Chaucera do Larkina. 400 nieśmiertelnych wierszy 125 poetów anglojęzycznych z 8 stuleci
Wydawnictwo: Znak, 1993
Przekład: Stanisław Barańczak 
Stron: 577 

Komentarze

  1. Bardzo piękny wiersz! Nie znałam go wcześniej w tłumaczeniu Barańczaka.
    Dobrego roku 2022 :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty