Martyna Bunda „Kot niebieski” (fragment)

 Kot niebieski

„Kot niebieski” (fragment)

PROLOG

Błękitny kot, ostatni z dzikich szartrosów widzianych na Kaszubach, przyszedł na świat w kartuskim lesie w roku dwa tysiące piętnastym. Urodził się pod krzakiem jeżynowym w Prokowie, tam gdzie drzewa były dość stare, choć wiele razy nadpalone przez ogień. Matka, szylkretowa kotka, która wydała na świat pierwszy w życiu miot, uchodziła za miłe i przyjazne zwierzę. Ojciec był rudym łajdakiem z naderwanym uchem, wystrzępionym ogonem i posępną miną. Bił i gryzł kotki, nim je posiadł, a potem przytrzymywał je ostrymi haczykami, którymi pokryty był jego koci penis. Żadna nie wybrałaby go na ojca swoich dzieci, ale stało się  dwa koty o błękitnej, nieco tylko rozrzedzonej krwi, powołały na świat młode, a wśród sześciu kociąt, urodzonych w krzakach, było też jedno niebieskie.

W tych latach już od dawna nie widywano szartrosów na wolności. Wydawało się nawet, że wymarły. Błękit jest kapryśny. Nie pojawi się, jeśli przy akcie dawania życia nie spotkają się dwa koty o krwi choć trochę niebieskiej, a i wtedy nie ma pewności, bo gen sam wybiera, kiedy się pokazać. Kocur, który przyszedł na świat w kartuskich krzakach, miał wszystkie cechy szartrosa. Od wyraźnie widocznego uśmiechu, poprzez umiłowanie milczenia, bo doprawdy nie słyszano, by kot kartuski miauczał, aż po bursztynowe oczy i tę dziwną skłonność: łażenie. Nie mając władzy nad własną naturą, kot niebieski wybierał sobie człowieka i za nim lazł.

W roku Pańskim tysiąc dwieście dziewięćdziesiątym pierwszym, gdy upadł stary świat, gdy po latach budowania imperiów, podbijania lądów i toczenia wojen, po latach obliczania i szacowania czas materii wypalił się i nadszedł czas fali, ciężarna błękitna kotka zawędrowała z Akki w Królestwie Jerozolimskim na statek krzyżowców, z niego na Cypr, a stamtąd w głąb Europy. Podróżowała wraz z ludźmi, którym obiecano, że w zamian za złotą monetę z kogucim ogonem zostaną bezpiecznie wywiezieni z kraju niszczonego wojną. Kotka szła za chłopcem, najwyżej sześcioletnim. Gdy zmarł z braku chleba i medykamentów, jakiś zakonnik w habicie, nakreśliwszy krzyż nad grobem i na czołach tych, co przy grobie pozostali, zabrał kotkę. Tak znalazła się w Chartreuse.

Kiedy nadszedł czas fali, dzieci niebieskiej kotki mnożyły się z wielkim temperamentem i oddaniem. I pewnie zaraz zasiedliłyby całą Europę. Ludzie jednak szybko dostrzegli, jak miękkie w dotyku mufki, jak przyjemne kołnierze szyje się z futra szartrosów, więc darto z nich skóry bez litości. A gdy cykl się zamknął i znów nadszedł czas materii, ludzie, otumanieni wizją władzy i bogactwa, wywołali tyle wojen, że z głodu polowali na koty. Szartrosy były cięższe i treściwsze od innych. I smaczne.

Przed wielką wojną, nazywaną „światową”, niebieskie koty trafiały się jeszcze w klasztorach wśród mnichów stroniących od mięsa i mowy. Kilka ocalało w dawnym, nieczynnym szpitalu u wybrzeży Bretanii. Po wielkiej wojnie, nim czas materii raz jeszcze ustąpił czasowi fali, ludzie, zachwyceni niebieską sierścią zwierząt, zaczęli szartrosy mnożyć, by je dobrze sprzedać.

W naturze jednak błękity się nie rodziły. Nawet na strychu klasztoru Wielkiej Kartuzji we francuskich Alpach, gdzie wiele kotów przetrwało polowania na ich mięso i skóry, niebieskich już nie było. Nie widziano szartrosów ni w Saksonii, ni w Pradze, ani w kartuzji kaszubskiej. Aż do roku dwa tysiące piętnastego, gdy pewna kobieta z podkartuskiego Prokowa wyjęła z krzaków błękitne, uśmiechnięte kocię.

Cytat: Kot niebieski, s. 5–7.
Wydawnictwo Literackie, 2019
Stron: 416

Komentarze

Popularne posty