Bethany Clift „Ostatnia na imprezie”

 

Wirusowi nadano nazwę 6DM, a po raz pierwszy pojawił się nie w Chinach czy w jakiejś afrykańskiej wiosce, tylko niemal pośrodku Stanów Zjednoczonych.

W Andover w stanie Kansas, niewielkiej miejscowości na przedmieściach Wichity z dwunastoma tysiącami mieszkańców.

Nie istnieją żadne dokumenty opisujące pierwszy przypadek zakażenia ani nie ma oficjalnego „pacjenta zero”, ponieważ 6DM mutował i rozprzestrzeniał się zbyt szybko, by dało się to stwierdzić. Wiadomo, że pierwszych zakażonych pacjentów zarejestrowano 23 października2023 roku i do święta Halloween (właśnie na tym polega ironia, moi amerykańscy przyjaciele) całe dwanaście tysięcy mieszkańców Andover już nie żyło lub właśnie umierało  w mękach, ale szybko.

Ponieważ wirus pojawił się w miejscowości zamieszkanej niemal wyłącznie przez białych, można by pomyśleć, że mediom prawicowym nie uda się obarczyć winą imigrantów lub obce państwo, a jednak to zrobiły. Spekulowały, że pacjentem zero była najprawdopodobniej uczennica szkoły średniej, która pracowała jako wolontariuszka w Afryce Zachodniej i wróciła do kraju zakażona wirusem 6DM.

W chwili publikacji artykułu uczennica już nie żyła, więc nie mogła ani potwierdzić, ani zaprzeczyć przedstawionej wersji wydarzeń, lecz gazeta i tak postanowiła wydrukować tekst.

Nie miało to zresztą znaczenia: ludzie byli zbyt przerażeni i nie mieli czasu na wzajemne obwinianie się czy nienawiść.

Wirus 6DM, przerażający, zamieniający ludzki świat w zgliszcza, ni stąd, ni zowąd pojawił się w Stanach 23 października 2023 roku, a później rozprzestrzeniał się już błyskawicznie po całym świecie. Wszędzie zbierał ogromne żniwo.

Sześć dni maksimum. Tyle najwyżej przeżywały osoby, u których pojawiły się pierwsze symptomy, i stąd właśnie wzięła się nieoficjalna nazwa: 6DM.

Choroba zaczynała się niewinnie – od kataru, a potem było coraz gorzej: gorączka, wymioty, biegunka. Po siedemdziesięciu dwóch godzinach narządy wewnętrzne chorego zaczynały się rozpadać… Śmierć z powodu 6DM następowała w męczarniach, umierający błagali, by skrócić ich agonię. 

W Wielkiej Brytanii, gdzie rozgrywa się akcja powieści, z obawy przed wirusem wysadzono wylot tunelu pod kanałem La Manche, zamknięto granice i wprowadzono szereg rozmaitych restrykcji uprzykrzających życie obywatelom.

Niestety 24 listopada 2023 roku i tu odnotowano pierwszy przypadek 6DM… A potem runęła lawina śmierci! W Londynie ocalała tylko ona – główna bohaterka i narratorka powieści Ostatnia na imprezie.

Została sama, jedna, wśród całego miasta zmarłych, których nawet nie miał kto pochować. Co więc mogła zrobić? Możliwości istniało wiele… Zażyć T600 – „pigułkę śmierci”, dostępną od ręki w każdej aptece; sięgnąć po alkohol czy narkotyki i choć na moment zapomnieć o swoim nieciekawym położeniu; próbować żyć w samotności, no ewentualnie w towarzystwie zwierząt, którymi przecież też nie miał się kto zająć. Mogła również udać się na poszukiwania kogoś, komu tak jak jej udało się przeżyć… 

Obierając za swego towarzysza opuszczonego przez właścicieli, niedożywionego golden retrievera, którego nazwała Lucky, postanowiła w końcu udać się w podróż po kraju i szukać! 

Ta dziwna, obfitująca w wiele zdarzeń podróż, obezwładniające osamotnienie i świadomość, że może liczyć tylko na siebie, sprawią, że wreszcie znajdzie czas na to, by przyjrzeć się swemu życiu, które poznajemy dzięki licznym interesującym retrospekcjom. Mijając opustoszałe miasta i siejące zgrozę apokaliptyczne krajobrazy, bohaterka cofa się w przeszłość, poddając ją szczerym, niekiedy bolesnym analizom, i stara się wyciągać wnioski. Bo z każdym dniem coraz bardziej zdaje sobie sprawę ze swojego położenia.

Niby ma wszystko, o czym kiedyś mogła jedynie pomarzyć – luksusowe hotele, apartamenty, butiki, odzież, wykwintne jedzenie, a nawet czas, którego dotąd brakowało… Tylko co to warte, skoro nie ma tego z kim dzielić? 

A jeśli braknie prądu, gazu, ciepłego kąta…
Jeśli będzie się potrzebowało lekarza…
Jeśli znajdzie się w niebezpieczeństwie…

Ostatnia na imprezie Bethany Clift – polecam! Z pewnością warto przeczytać! 


Wydawnictwo: Rebis, 2022
Przekład: Agnieszka Jacewicz
Stron: 440

Komentarze

Popularne posty