Annabel Abbs „Joyce Girl. Pasja i upadek. Literacka opowieść o córce Jamesa Joyce'a” (fragment)

 

Joyce Girl. Pasja i upadek. 

Literacka opowieść o córce Jamesa Joyce'a

„Joyce Girl. Pasja i upadek”

Rozdział I

Listopad 1928
Paryż

– Dwoje geniuszy w jednej rodzinie. Czy będziemy ze sobą rywalizować? Babbo obrócił sygnet z kamieniem na palcu, nie odrywając spojrzenia zaczerwienionych, zaropiałych oczu od szpalt „Paris Timesa”. Patrzył na moje zdjęcie, przypatrywał mu się, jakby mnie nigdy przedtem nie widział. – Jesteś taka piękna, mia bella bambina. Twoja matka wyglądała tak samo, kiedy razem uciekliśmy.

– To mój ulubiony fragment, babbo– Wzięłam od niego gazetę i przeczytałam jednym tchem fragment recenzji mojego tanecznego debiutu: – „Kiedy osiągnie pełnię swoich możliwości w tańcu nowoczesnym, James Joyce może jeszcze zasłynąć jako ojciec swojej córki”.

– Jaka żarliwa i czysta jest twoja ambicja, Lucio. Dalszy ciąg mam już wyryty w pamięci. Pozwól. – I zaczął recytować swoim cienkim, piskliwym głosem: – „Lucia Joyce jest nieodrodną córką swojego ojca. Ma entuzjazm Jamesa Joyce'a, energię i nieznaną jeszcze dozę jego geniuszu”. – Umilkł i przytknął dwa poplamione tytoniem palce do świeżo wypomadowanych włosów. – To był zdumiewający występ. Ten rytm i ulotność... Znowu myślałem o tęczach. – Przymknął na chwilę oczy, jakby wspominał ten wieczór. Potem jego powieki gwałtownie się uniosły. – Co jeszcze nieomylny „Paris Times” ma do powiedzenia o moim potomstwie?

– Piszą: „Jej występy uczyniły z niej sławę Théâtre de Champs-Élysées, kolebki tańca awangardowego w Paryżu. Tańczy przez cały dzień; jeśli nie ze swoja trupą, to na lekcjach tańca lub sama. Kiedy nie tańczy, projektuje kostiumy, obmyśla zestawienia kolorów, planuje efekty kolorystyczne. do tego włada ni mniej, ni więcej, jak czterema językami, jest wysoka, smukła i obdarzona niezwykłym wdziękiem. Ma brązowe, równo obcięte włosy, niebieskie oczy i bardzo jasną cerę. Taki talent!”. – Rzuciłam gazetę na sofę i zaczęłam tańczyć po salonie, wirując w zamaszystych obrotach. W moich uszach wciąż rozbrzmiewały brawa, w moich żyłach wciąż wrzała euforia. Podniosłam ręce i obróciłam się jeszcze raz – okrążając doniczkowe paprocie mamy, mijając ukochane portrety przodków babbo w złoconych ramach i stosy tomów Encyklopedii Britanniki, które służyły za taborety, kiedy jego pochlebcy schodzili się, żeby posłuchać, jak czyta.

– Cały Paryż o mnie czyta, babbo. O mnie! Więc... – Umilkłam i pogroziłam mu palcem.  – Lepiej uważaj!

Babbo skrzyżował nogi w kostkach i oparł się leniwie na krześle, nie przestając mnie obserwować. Zawsze mnie obserwował.

– Dzisiaj zjemy kolację u Michauda. Będziemy wznosili za ciebie toasty do białego rana, mia bella bambina. Zaproś swoją tańczącą amerykańską przyjaciółkę, niech zaszczyci nas swoją obecnością. A ja zaproszę pannę Steyn. – Ponownie dotknął włosów, przygładzając je z nagłą troską. – I sądzę, że powinnaś zaprosić też tego młodego człowieka, który skomponował muzykę.

– Tak, zaprosimy Emile'a, pana Fernandeza. – Serce zabiło mi mocniej. Stanęłam na podbiciach stóp i okręciłam się raz, drugi, trzeci, a potem opadłam na sofę. Zerknęłam na babbo. Czy domyślił się, jak przyspieszył mi puls na wzmiankę o Emile'u? On jednak siedział z przymkniętymi oczami i bawił się wąsem, naciągając palcami wskazującymi jego końcówki. Ciekawiło mnie, czy rozmyśla o pannie Stelli Steyn, ilustratorce jego książki, czy też zastanawia się, czy pomalować baczki przed pójściem do Michauda.

– Czy w gazecie nie wspominali o kompozytorze? Mówisz, że jak się on nazywa? Babbo otworzył oczy i popatrzył na mnie. Jego źrenice pływały za grubymi szkłami binokli jak czarne kijanki w słoju z mlekiem.

– Emile Fernandez – powtórzyłam. Czy wychwyci niecodzienną miękkość w moim głosie? Podczas przygotowań do premiery Emile i ja polubiliśmy się i nie byłam pewna, jak babbo na to zareaguje. Zawsze był bardzo zaborczy, gdy chodziło o mnie. Razem z mamą stale mruczeli o tym, co by na to powiedziano w Irlandii. Kiedy protestowałam, że teraz jesteśmy w Paryżu i poza mną wszystkie tancerki mają setki kochanków, babbo wzdychał głęboko, a mama powtarzała półgłosem:

– Ladacznice, za grosz wstydu!

– Zatelefonuję do panny Steyn, a ty możesz zatelefonować do pana Fernandeza i zaprosić tę swoją uroczą przyjaciółkę tancerkę, której imię wciąż mi umyka. – Uniósł rękę do szyi i ostrożnie poprawił zmarszczoną muchę.

– Kitten – powiedziałam. a potem przypomniało mi się, że mama i babbo uparcie nazywają ja panną Neel. – no wiesz, panna Neel! Jak mogłeś zapomnieć, jak ma na imię? Od lat jest moją najlepszą przyjaciółką.

– Kitten. Kocię, co psoci pośród łakoci zwiedzione przez koty do większej psoty... – Umilkł, grzebiąc w kieszeni aksamitnej marynarki w poszukiwaniu papierosa. Usłyszeliśmy ciężkie kroki matki na schodach. – Myślę, że lepiej na tym wyjdziemy, jeśli nie będziemy ciągłe czytali matce recenzji z twojego debiutu. – Umilkł i znowu przymknął oczy. – Wiesz, to jej dziwactwo... – Ostrożnie umieścił w ustach papierosa i znowu sięgnął do kieszeni. – Zrób mi przyjemność ostatnim piruetem, mia belle bambina.

Obróciłam się trzykrotnie najszybciej, jak umiałam. Mama nie lubiła, jak tańczę w salonie, a ja nie chciałam, żeby jej gniewne uwagi popsuły mi nastrój.

Cytat: Joyce Girl, s. 17–20.
Wydawnictwo: MANDO, 2019
Przekład: Małgorzata Kafel
Stron: 448

Komentarze

Popularne posty