Słowa niby te same, a życia inne. I nigdy się człowiek z człowiekiem nie porozumie do końca, choćby nie wiadomo jak dobrze potrafił mówić. Choć, powiem ci, jeżeli ktoś książki w sobie nosi, to jakoś łatwiej. A im większy ten bagaż, tym jeszcze łatwiej. Nic tak nie uczy nas drugiego człowieka jak książki właśnie. Bo jak bez nich siebie opowiadać drugiej osobie? Jak się sobie opowiedzieć? Nie sposób. Na film do kina możesz pójść, naturalnie. W telewizji obejrzeć co, również. Nawet do komputera usiąść, w tych grach się zatracić, owszem. Ale nic nie będzie tym samym, czego cię książka nauczy. Każdy człowiek jest swoją narracją, a żeby ją ułożyć, musi się nauczyć u źródła. Tylko jedno jest źródło narracji. Książki. Tylko tam się opowieść wije, tylko w nich poznasz, jak ją budować. A bez tego nie skonstruujesz ani siebie, ani nikogo innego w tobie. Ale nawet gdybyśmy te same książki czytali, tego samego by nas nauczyły, nie przyłożylibyśmy twojego pojmowania szczęścia do mojego pojmowania szczęścia tak, żeby się na siebie nałożyły.Światłoczułość przyszła do mnie w odpowiednim momencie.
Przyszła, wchłonęła, przefiltrowała, prześwietliła, zachwyciła
światłem i czułością. Nadal muska struny mojej duszy, które wcześniej szarpała
w porywie gwałtownych wydarzeń, opisanych w „Migotaniu”.
Bardzo potrzebowałam takiej lektury – przejmującej, opowiedzianej pięknym językiem, poruszającej… To jedna z tych, których się nie czyta, a które czytają ciebie.
Może nastąpi ciąg dalszy...
Wydawnictwo Literackie, 2024
Stron: 272
Komentarze
Prześlij komentarz