Guillaume Musso „Zabawa w chowanego” (fragment)

Zachęcający szelest stron...

Zabawa w chowanego

ROZDZIAŁ PIERWSZY (fragment)


Otworzyłam oczy i wyszłam z pokoju.

– Uwaga, uwaga! Mama nadchodzi!

Grałam zgodnie z naszymi regułami. Z radością podążałam za wskazówkami mojej córeczki, spełniając jej oczekiwania. Wychodziłam z jednego pokoju, wchodziłam do drugiego, wszędzie wesoło wykrzykiwałam: 

– Gdzie jest ta Carrie? Nie ma jej pod poduszkami... nie ma za kanapą...

Psychologowie uważają, że gra z maluchem w chowanego ma działanie pedagogiczne: jest środkiem, za pomocą którego dzieci w pozytywny sposób zapoznają się z procesem  separacji z rodzicami. Powtarzając scenę rozstania, które jest tymczasowe i nie dzieje się naprawdę, dziecko powinno pojąć, jak silne więzy łączą je z opiekunami. Żeby zabawa zadziałała w sposób terapeutyczny, należy  przeprowadzić ją niczym spektakl, dzięki czemu w krótkim czasie dziecko doświadczy wielu emocji: podniecenia, oczekiwania i szczypty strachu przed ostatecznym radosnym odnalezieniem rodzica.

Aby wszystkie te emocje miały szansę zaistnieć, należy przeciągać  grę i nie zdradzać zbyt szybko, że zna się kryjówkę dziecka. Oczywiście często wiedziałam, gdzie Carrie się schowała, jeszcze zanim otworzyłam oczy. Ale nie tym razem. Po dwóch czy trzech minutach zwyczajnego udawania, że jej szukam, zaczęłam szukać naprawdę.

Owszem, mieszkanie jest duże – dwieście metrów kwadratowych w zachodnim skrzydle budynku – ale nie ma w nim znów tak wiele dobrych kryjówek. Kupiłam to mieszkanie kilka miesięcy wcześniej, inwestując cały dochód z praw autorskich. Plan odnowy Lancastera spowodował, że budynek został wyprzedany prawie na pniu i to mieszkanie było ostatnim wolnym. Od pierwszej wizyty zakochałam się w nim i żeby je zdobyć i jak najszybciej się wprowadzić, dałam deweloperowi łapówkę. Od razu kazałam zburzyć wszystkie ściany i przerobiłam mieszkanie na loft z jasnym parkietem i minimalną liczbą mebli. Gdy bawiłyśmy się w chowanego ostatnim razem, Carrie znalazła naprawdę dobre kryjówki; wykazała się sprytem i raz wślizgnęła się za suszarkę do bielizny, a drugi raz ukryła się w schowku na szczotki.

Spokojnie, choć już nieco zirytowana, szukałam jej wszędzie, za każdym meblem. Tu i tu... i tam... Zniecierpliwiona, potrąciłam dębową komodę, na której stały winylowe płyty i adapter. Igła zgrzytnęła i odskoczyła. Muzyka ucichła, pogrążając pokój w ciszy.

Żołądek  ścisnął mi się ze strachu.

– No dobrze, kochanie, wygrałaś! Natychmiast wychodź z kryjówki!

Pobiegłam do przedpokoju sprawdzić drzwi wyjściowe. były pancerne, zamknięte na podwójny zamek;  klucz ze zwisającym brelokiem zostawiłam w górnym zamku poza zasięgiem dziecka.

– Carrie, wychodź natychmiast! Powiedziałam ci już, wygrałaś!

Próbowałam opanować panikę. Na zdrowy rozum Carrie musiała być w domu. Klucz w zamku blokował bębenek, drzwi nie można było otworzyć z zewnątrz, nawet jeśli miało się drugi klucz. Okna przy renowacji budynku zostały zamknięte na stałe. Moja córka nie mogła stąd wyjść, nikt nie mógł tu wejść.

 – Gdzie jesteś, Carrie?

Dostałam zadyszki, jakbym przebiegła połowę Central Parku. Wdychałam powietrze, ale mimo to się dusiłam. To niemożliwe! Przecież nie można zniknąć podczas zabawy w chowanego w zamkniętym mieszkaniu! Ta zabawa kończy się zawsze dobrze, to inscenizacja, nic innego. Dobry koniec wpisany jest w reguły tej gry, wszystko polega na pewności, że osoba, która chwilowo znikła, znów się pojawi.    

– Carrie, dość tego! Mama będzie się gniewać!

 Mama będzie się gniewać, ale przede wszystkim mama zaczęła się bać. Trzeci czy czwarty raz zajrzałam do wszystkich kryjówek, po czym ruszyłam do sprawdzania kryjówek nieprawdopodobnych: bęben maszyny do prania, kominek – od wieków zatkany. Odsunęłam ciężką lodówkę, nawet wyłączyłam korki, żeby odblokować i otworzyć klapę w suficie, która zasłaniała otwory wentylacyjne z klimatyzacją.

– CARRIE! – ryknęłam. W mieszkaniu zadrżały szyby. ale echo ucichło i żaden nowy  dźwięk  się nie pojawił. Na zewnątrz słońce już zaszło i zrobiło się lodowato. Tak jakby nagle wróciła zima.

Stałam zapłakana i spocona. Po dłuższej chwili spostrzegłam w korytarzu przy drzwiach wejściowych maleńki kapeć Carrie z bladoróżowego aksamitu. Podniosłam go. Był to kapeć lewy. Kapeć prawy znikł, tak jak moja córka.

Postanowiłam zadzwonić na policję.


Cytat: Zabawa w chowanego, s. 21–24.
 
Wydawnictwo: Albatros, 2021
Przekład: Joanna Prądzyńska
Stron: 256 

Komentarze

Popularne posty