Oksana Zabużko „Planeta Piołun” (fragment)
Rozdział Ukraina – własnym głosem
To nie jest cytat z dzisiejszych mediów – te słowa wypowiedziano siedemdziesiąt pięć lat temu. Ich autor, brytyjski dziennikarz Lancelot Lawton, który w latach trzydziestych, kiedy nad Europą gęstniał smog totalitaryzmu, starał się otworzyć oczy brytyjskiej publiczności na decydującą rolę tak zwanej kwestii ukraińskiej w nadciągających (i w jego przenikliwej ocenie nieodwracalnych w skutkach) bitwach o wschodnią Europę. I chociaż Lawtonowi udało się nawet wystąpić ze specjalną odezwą na ten temat w Izbie Gmin, nie został usłyszany. Zachód puścił mimo uszu jego „ukraiński wykład” i na długie dziesięciolecia wykreślił Ukrainę z pola widzenia. Nawet pojawienie się ukraińskiego państwa na mapie politycznej w 1991 roku nie przysłużyło się bliższemu poznaniu: na „ukraińskie” story w europejskiej narracji po prostu nie było miejsca – tak długo, jak niezrewidowane pozostawało story radzieckie (The Soviet Story wedle tytułu słynnego filmu Edvīnsa Šnorego).
Kłopot z historią polega jednak na tym, że wagarowicz, który nie przyswoi w porę jej lekcji, wcześniej czy później nieuchronnie wraca do tej samej klasy, aby ponownie zaliczać oblany egzamin. I właśnie to obecnie przeżywamy – ze wszystkimi naszymi nieodrobionymi lekcjami z XX wieku i naszą kompletną niezdolnością do rozpoznania w mate-riale reportaży z „problematycznych regionów” (których liczba, notabene, ciągle wzrasta) odradzania się – a nawet, częściej, bezpośredniej kontynuacji – tych samych historycznych scenariuszy, które przez kilka pokoleń zatarły się w naszej pamięci kulturowej. Stoimy przed nimi ślepi i głusi, niezdolni pojąć: co tu się, do cholery, dzieje?…
Pisarza zawsze kusi zabawa w historię alternatywną, przerabianie w wyobraźni minionych wydarzeń w trybie przypuszczającym – gdyby nie wydarzyło się to i tamto. Przez lata moim własnym natrętnie powracającym pomysłem – muszę przyznać, dość masochistycznym – było wyobrażenie sobie świata, w którym Ukraińska Republika Ludowa nie uległaby bolszewickiej nawale i Ukrainie udałoby się, tak jak Polsce i Finlandii, obronić swoją państwową niepodległość i tożsamość kulturową, a nie rozmyć się w „europejskiej nieświadomości” jak zatopiona Atlantyda. Jedno można powiedzieć na pewno: świat byłby wtedy inny – i zupełnie prawdopodobne, że lepszy.
Bo zagubiony kraj to wszak rzecz poważniejsza niż motyl Bradbury’ego; niezliczone ubytki, które zieją we współczesnej europejskiej świadomości tam, gdzie powinny w niej być „ukraińskie komórki”, czynią ją w moich oczach podobną do rezonansu magnetycznego osoby chorej na miażdżycę: ryzyko udaru jest niebezpiecznie wysokie. Problem w tym, że aby zauważyć te „puste miejsca na zdjęciu”, trzeba być Ukraińcem. A Ukraińcy niespecjalnie potrafią mówić o sobie – przez całe dziesięciolecia, żeby przeżyć, musieliśmy się uczyć nie tyle mówienia, ile milczenia.
Sto lat naszej samotności – naszego kulturowego nieistnienia w oczach zewnętrznego świata – odbiło się na moim pokoleniu pisarzy nieodżałowaną stratą: nawet kiedy pojawiamy się teraz na arenie międzynarodowej, jesteśmy skazani w najlepszym przypadku na bycie na wpół tylko zrozumiałymi, jak jąkały z wadą wymowy, ponieważ kontekst kulturowy, do którego należymy, dla nieukraińskiej publiczności nadal pozostaje niewidzialny. Kiedy w ankiecie dla autorów Amazon prosi mnie o wymienienie pisarzy i utworów, którymi się zachwycam i które uważam za swoich poprzedników, decyduję się ograniczyć do Roberta Musila (Człowiek bez właściwości), Lawrence’a Durrella (Kwartet aleksandryjski) i Wasilija Grossmana (Życie i los), ale nie mogę wskazać Iryny Wilde (1908–1982) z jej tetralogią Siostry Riczyńskie, pierwszej, od której uczyłam się malować historyczne płótno przez pryzmat kobiecego doświadczenia – moich ukraińskich „literackich matek” nie ma w międzynarodowych informatorach i bez sensu byłoby starać się wyjaśniać jedno nieznane za pomocą drugiego. A potem, czytając pełną zachwytów recenzję amerykańskiego krytyka o Muzeum porzuconych sekretów, mimo woli wzdragam się, natrafiając na takie, wydawać by się mogło, komplementy: „Dawno nie czytałem takiej mistrzowskiej i wstrząsającej historii i jest to tym dziwniejsze, że na ile pozwala mi sądzić moje słabe rozeznanie, wszystko to wyrosło w pustej przestrzeni”. I w takich momentach można odnieść wrażenie, jakby mówiło się do uśmiechniętych widzów przez szklaną ścianę.*
A teraz po naszej stronie ściany wkraczają rosyjskie wojska, żeby na oczach całego świata nas zabijać – tak samo jak robili to sto lat temu. I świat w oszołomieniu spogląda, gubiąc się w domysłach: może mimo wszystko jest tam jakaś racja, choćby częściowa, dla usprawiedliwienia takich poczynań? W końcu rosyjskie, a właściwie radzieckie, story jest wszystkim znane i opiera się na pełnym wyborze rozpoznawalnych obrazów i memów, podczas gdy po stronie ukraińskiej nie ma absolutnie nic w tym rodzaju… A zwycięstwo zawsze należy do tego, kto opowie lepszą historię – wszystko jedno, prawdziwą czy zmyśloną.
Tak oto powoli uświadamiamy sobie, że dla wolnego narodu strategią przetrwania nie jest milczenie, lecz mówienie. Dziś ukraińska literatura łamie sobie głowę, jak ubrać w słowa najbardziej palące ludzkie doświadczenie na Ziemi – rzeczywistość wojny.
I wychodzi na to, że w tej naszej walce nasza kiedyś za-topiona w krwi stuletnia Atlantyda znowu wyłania się przed nami z całym swoim nieznośnym, tragicznym pięknem – ze swoimi prorokami i męczennikami, poległymi geniuszami i zapomnianymi bohaterami, nadając drugi wymiar zbliżeniom współczesnej historii, które w przyśpieszonym tempie migają przed oczyma – i wymaga nowych przedstawień i nowych przemyśleń. Wygląda na to, że przywracając sobie tożsamość w wojnie o niepodległość, Ukraińcy nareszcie, po raz pierwszy, zobaczyli, jak wiele mają światu do opowiedzenia.
Jeśli tylko tym razem świat posłucha.
Przekład: Katarzyna Kotyńska, Anna Łazar, Joanna Majewska
Stron: 378
Bardzo interesujący i poruszający fragment.
OdpowiedzUsuńTeż zrobił na mnie duże wrażenie i jednocześnie uświadomił, jak mało znana w świecie jest literatura ukraińska...
Usuń