Andrea Mara „To jej wina”

Dom wyglądał jak każdy inny dom, a drzwi – jak każde inne drzwi. Normalnie. Nic szczególnego. Marissa spodziewała się czegoś innego. Nacisnęła dzwonek i się cofnęła. Czego oczekiwała? Chyba czegoś bardziej imponującego, Jenny wyglądała tak elegancko na przyjęciu dla rodziców. Marissa zdała sobie sprawę, że w jej głowie powstał pewien obraz, który nie do końca pasował do tego bardzo zwyczajnego domu i bardzo zwyczajnych drzwi.
Ale wszystko się zgadza – adres: Tudor Grove 14. Za moment odbierze swojego synka i razem wrócą do domu. Milo z pewnością opowie, jak świetnie bawił się z kolegą. W gruncie rzeczy to jego pierwsza wizyta u Jacoba, syna Jenny.
Ale cóż to? Drzwi otwiera nieznajoma kobieta, od której Marissa Irvine dowiaduje się, że musiała coś pomylić. To nie dom Jenny! Gdzie zatem jest Milo?
To tu w jeden z piątków listopada 2018 roku zaczyna się koszmar niczym z najgorszego snu: zaginięcie dziecka! Ta wstrząsająca wiadomość szybko roznosi się po spokojnych przedmieściach Dublina, a w akcję poszukiwawczą oprócz policji włącza się wielu wolontariuszy. Wkrótce prowadzący dochodzenie wpadają na pewien trop i udaje im się ustalić, kto może stać za uprowadzeniem czterolatka.
Od tej pory – dzięki licznym retrospekcjom – poznajemy pogmatwane, pełne sekretów i tajemnic losy bohaterów powieści. Bo wyjaśnienie zagadki zaginięcia małego Milo to bardzo skomplikowana sprawa, trudna do rozwikłania, zaskakująca i dramatyczna…

Książka bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Przeczytałam jednym tchem.
OdpowiedzUsuńMnie też się podobała :).
Usuń