Cheryl Strayed „Dzika droga. Jak odnalazłam siebie”

Mówią, że czas leczy rany…
Ale czy zawsze? Czy dotyczy to każdego człowieka?
Bo jak zaleczyć ból spowodowany stratą kogoś naprawdę ważnego? Czym wypełnić bezdenną pustkę?
Cheryl czekała, aż czas zrobi swoje…
Czekała długie, ciągnące się cztery lata, a pustka po śmierci jej matki nadal była nieprzenikniona i głęboka. Szamocząc się sama ze sobą, nie umiała pogodzić się z losem. Zagubiona próbowała na nowo poukładać sobie życie, nierzadko krzywdząc przy tym siebie i swoich bliskich.
W wielkiej złości i rozżaleniu podjęła więc kolejną próbę, jaką była trzymiesięczna wędrówka z ciężkim plecakiem (nie bez powodu nazwanym Monstrum) szlakiem Pacific Crest Trail, wiodącym wzdłuż Ameryki Północnej.
Zmagając się z nieznanym dotąd tak dotkliwym bólem fizycznym, przytłoczona wielkim bagażem doświadczeń, w samotności próbowała pokonać wybraną przez siebie DZIKĄ DROGĘ, liczącą ponad 1700 kilometrów. Żywiła nadzieję, iż w ten właśnie sposób nauczy się na nowo żyć i odzyska zagubioną przed laty drogę do samej siebie.
Wyruszając jednak w tę podróż życia, nie do końca zdawała sobie sprawę, jak ciężkiego podjęła się zadania…
Czytałam tę książkę parę lat temu i bardzo mi się podobała. Inspiruje do wędrówek :) Widziałaś może ekranizację?
OdpowiedzUsuńOj, inspiruje! A ekranizację obejrzałam już parę razy – ostatnio podczas wędrówek po Roztoczu.
Usuń